niedziela, 5 września 2010

Ekumenizm Ducha-M.Biernacki

Zachęcam do przeczytania artykułu Mariana Biernackiego, pastora zboru chrześcijańskiego ,,Nowe Życie’’ w Gdańsku.

Myślę, że, w pewnym stopniu, poniższa publikacja pokazuje, jaki stosunek powinien mieć chrześcijanin do ruchu ekumenicznego.
Zachęcam do krytycznego patrzenia na sprawy poruszone w artykule i dzielenia się spostrzeżeniami.


EKUMENIZM DUCHA


W mojej skrzynce pocztowej pojawiło się ostatnio zaproszenie na konferencję „Ekumenizm Ducha”, która w najbliższych dniach odbędzie się w Trójmieście, a której mówcą będzie niejaki ks. dr Peter Hocken.

W reklamówce konferencji napisano m.in.: Gdy chrześcijanie różnych nurtów chrześcijaństwa widzą w sobie to samo działanie Ducha Bożego, drugorzędne różnice doktrynalne przestają mieć aż takie znaczenie i możliwa jest wspólna praca dla ewangelii.

[...] Wizyta ks. Petera Hockena jest przede wszystkim kluczowa z tego względu, że Europa musi dziś usłyszeć wyraźnie głos sprawiedliwości, mówiący w obronie godności życia i biblijnej etyki, a także w obronie wiary apostolskiej Nowego Testamentu. W tym celu jest potrzeba, aby chrześcijanie ewangeliczni i katolicy byli w stanie podnosić razem głos i działać w jedności.

Coraz bardziej widzimy, że Polska staje się w Europie ostoją chrześcijaństwa i wartości biblijnych. Abyśmy dalej jako Polacy wierzący w Jezusa mogli być proroczym znakiem dla Europy, potrzebna jest miedzy nami jedność. Wierzymy, że wizyta ks. Petera w Trójmieście jest Bożym planem.

Napisano też, że – ks. dr Peter Hocken jest uznanym teologiem, pracownikiem naukowym, historykiem katolickiej odnowy charyzmatycznej oraz ruchu zielonoświątkowego. Jest wybitnym specjalistą w dziedzinie ekumenii. W obliczu współczesnych globalnych przemian w chrześcijaństwie na całym świecie, ks. dr Peter Hocken prezentuje unikalną wizję, która realnie wpływa na kształtowanie nowych trendów w kościele.

Jak powinienem zareagować na takie zaproszenie? By lepiej się zastanowić, zadaję sobie kilka pomocniczych pytań:

Czy ks. dr Hocken wierzy w jedynozbawczą rolę kościoła rzymskokatolickiego? Najwidoczniej tak, bo skoro nadal jest księdzem, to obowiązują go oficjalne dokumenty tego kościoła, a więc także Deklaracja „Dominus Iesus”, która twierdzi, że „istnieje (…) jeden Kościół Chrystusowy, który trwa w Kościele katolickim rządzonym przez Następcę Piotra i przez biskupów w łączności z nim” i że – „tylko wiara katolicka zawiera prawdę absolutną w pełni„.

Czy ksiądz Hocken wierzy w istnienie czyśćca i sens modlitwy za zmarłych? Czy wierzy we wstawiennictwo Maryi i świętych katolickich? Czy zgadza się z kultem relikwii, świętych figur i obrazów? Najwyraźniej tak, ponieważ wciąż jest członkiem kościoła, który takie nauki głosi.

Czy podczas uroczystej Mszy Świętej, włączonej w program tej konferencji, kapłan będzie rozdawał wiernym prawdziwe ciało Chrystusa? Tak, bo w czasie mszy w Kościele Rzymskokatolickim, chleb i wino przemienia się w prawdziwe ciało i krew. Msza jest – ofiarą Kościoła składaną Bogu, przez którą udzielane są wiernym zasługi Ofiary Krzyżowej. A więc uczestnicy konferencji, choćby w formie biernej, wezmą udział w akcie bałwochwalstwa.

Biblia przestrzega przed jednością duchową z ludźmi, którzy nie respektują Słowa Bożego. Kto się za daleko zapędza i nie trzyma się nauki Chrystusowej, nie ma Boga. Kto trwa w niej, ten ma i Ojca, i Syna. Jeżeli ktoś przychodzi do was i nie przynosi tej nauki, nie przyjmujcie go do domu i nie pozdrawiajcie. Kto go bowiem pozdrawia, uczestniczy w jego złych uczynkach. [2Jn 1,9–11].

Ostrzega też przed pochopnym jednoczeniem się z każdym duchem, który nas do jedności zaprasza. Umiłowani, nie każdemu duchowi wierzcie, lecz badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków wyszło na ten świat. [1Jn 4,1].

Wreszcie, samo Pismo Święte zadaje pytanie: Jakiż układ między świątynią Bożą a bałwanami? Myśmy bowiem świątynią Boga żywego, jak powiedział Bóg: Zamieszkam w nich i będę się przechadzał pośród nich, i będę Bogiem ich, a oni będą ludem moim. I udziela mi wyraźnej wskazówki: Dlatego wyjdźcie spośród nich i odłączcie się, mówi Pan, i nieczystego się nie dotykajcie; A ja przyjmę was i będę wam Ojcem, a wy będziecie mi synami i córkami, mówi Pan Wszechmogący. [2Ko 6,16-18].

Nie ma potrzeby stawiania kolejnych pytań. Powyższe dostatecznie przekonują mnie, że nie może tu być mowy o żadnej jedności. „Ekumenizm Ducha” – to hasło zwodnicze. Próba sugerowania, że Duch Święty pomija kwestie zdrowej, biblijnej nauki i jednoczy ludzi niezależnie od tego, jak Ewangelię pojmują i jak ją głoszą, to zwiedzenie już samo w sobie.

O polskiej ostoi chrześcijaństwa i wartości biblijnych w Europie pozwolę sobie już raczej nie wspominać. I powstanie wielu fałszywych proroków, i zwiodą wielu. [Mt 24,11]. Jak wielu?

wtorek, 19 stycznia 2010

U fryzjera


Kiedyś natrafiłem na ciekawą anegdotę, którą chciałbym podzielić się z czytelnikami bloga. Myślę, że w interesujący i dość zabawny sposób obrazuje pewne sprawy.

U fryzjera

Pewien mężczyzna poszedł jak co miesiąc do fryzjera. Zaczęli rozmawiać o różnych sprawach. Ni z tego ni z owego wywiązała się dyskusja o Bogu. Fryzjer powiedział:

- Wie Pan, ja nie wierzę, że Bóg istnieje.

- Dlaczego Pan tak uważa? - zapytał klient.

- Cóż, to bardzo proste. Wystarczy tylko wyjść na ulicę, żeby się przekonać że Bóg nie istnieje. Gdyby Bóg istniał, myśli Pan, że byłoby tyle osób chorych? Istniałyby opuszczone dzieci? Gdyby istniał Bóg, nie byłoby bólu, cierpienia... Po prostu nie mogę sobie wyobrazić Boga, który na to wszystko pozwala.

Klient pomyślał chwilę, chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował.
Nie chciał wywoływać niepotrzebnej dyskusji. Gdy fryzjer skończył, klient zapłacił i wyszedł.
W tym momencie zobaczył na ulicy człowieka, z długą, zaniedbaną brodą i włosami.
Wyglądało na to, że już od dłuższego czasu jego włosy i broda nie widziały fryzjera.
Był zaniedbany i brudny. Wtedy klient wrócił i powiedział:

- Wie Pan co? Fryzjerzy nie istnieją!

- Bardzo śmieszne! Jak to nie istnieją? - Zapytał fryzjer. - Ja jestem jednym z nich!

- Nie! - odparł klient. - Fryzjerzy nie istnieją, bo gdyby istnieli, nie byłoby ludzi z długimi włosami i brodą jak ten na ulicy.

- O! Nie! Fryzjerzy istnieją, to tylko ludzie do nas nie przychodzą z własnej woli.

- No właśnie. - powiedział klient. - Dokładnie tak. Bóg istnieje, to tylko ludzie Go nie szukają i robią to z własnej woli. Dlatego jest tyle cierpienia i bólu na świecie.

niedziela, 10 stycznia 2010

Bieg modlitewny


Dziś nie artykuł, a tzw. ,,luźne przemyślenia'' odnośnie życia codziennego ;)

Już wcześniej zamierzałem coś napisać na ten temat. Los się jakoś potoczył, że temat się odwlekł. Cóż- trudno, można i teraz.

Na co dzień zajmuję się trochę innym sportem, niż bieganie Moją pasją jest kolarstwo, które uprawiam od kilku lat. Razem z chrześcijanami z różnych zborów w Polsce prowadzę pewną sportową organizację chrześcijańską, o tajemniczym szyfrze ChGK ;-) Więcej o ChGK można przeczytać tutaj.

Nie zawsze w zimie warunki atmosferyczne pozwalają na jazdę na rowerze, która nie spowoduje uszczerbku na zdrowiu ;-) W takich chwilach alternatywą może być bieganie, które w przeciwieństwie do jazdy na rowerze, jest dobre praktycznie na każdą pogodę.

Ktoś może zapytać: ,,Co bieganie ma wspólnego z modlitwą?''

Otóż może mieć bardzo dużo. Można biegać i modlić się.
W moim przypadku to wygląda tak: ubieram się w sportowy strój- taki aby było wygodnie biegać i zaczynam bieg, podczas którego rozmawiam z Panem.

Powiem Wam, że modlitwa podczas biegu może być na prawdę wspaniałym przeżyciem. Szczególnie gdy biegamy w terenie obfitującym w piękne krajobrazy. Bardzo miłym jest podziwianie piękna Bożego stworzenia. Gdy biegnę polnymi lub leśnymi drogami nietrudno spotkać dzikie zwierzęta np. sarny. Długo mógłbym wychwalać walory ,,biegu modlitewnego''. Uczucie rwanego oddechu i serce pompujące szybko krew to bezcenne uczucia ;-)

Może, ktoś błędnie pomyśleć, że bieg modlitewny jest czymś dla kogoś kto ,,poważnie'' zajmuje się sportem. Nic bardziej mylnego!

Praktycznie każdy może biegać. Nie trzeba być wyczynowym sportowcem. Można biegać rekreacyjnie, biegać dla zdrowia, w celu zrzucenia paru kilogramów, czy też dla poprawy ogólnego samo poczucia.

Naukowe badania wskazują na walory zdrowotne prowadzenia aktywności fizycznej. Jako, że chrześcijan jest świątynią Ducha Świętego kwestia dbania o zdrowie nie powinna być obojętna.

Jeśli chodzi o bieganie, to tak jak wspomniałem, ciężko o złe warunki do uprawiania tego sportu. Śnieg i mróz nie powinien być większym problemem. Oczywiście nie można zapominać o właściwym ubiorze. Istotny jest też dobór właściwych butów. Początkującym zalecałbym biegać po miękkiej nawierzchni, aby uniknąć m.in. kontuzji stawów. Specjalistą od biegania nie jestem, dlatego też odsyłam do znawców tematu. Myślę, że na stronach internetowych poświęconych bieganiu znajdziecie cenne wskazówki.

Bieg niesie za sobą wiele plusów. Może być świetną formą aktywnego wypoczynku. Połączenie biegu z modlitwą może być na prawdę korzystne. Mnie osobiście, łatwiej modlić się w ciszy i spokoju, niż w hałasie. Niezależnie czy ma to miejsce na polnych i leśnych drogach, czy też wieczorem w mieście, gdy jest już ciemno i mało kto jest na ulicach.

Zachęcam Was! Myślę, że warto spróbować. Bądźmy zdrowi duchem i ciałem!

sobota, 9 stycznia 2010

Oznaka prawdziwej pobożności-Marian Biernacki


Chciałbym podzielić się interesującym rozważaniem Mariana Biernackiego- ,,Oznaka prawdziwej pobożności''

Artykuł został opublikowany 23 listopada minionego roku na blogu Brata Biernackiego.

Jak sam autor bloga przyznaje, według czego ja również chcę działać, czytelników swojego bloga odsyła bezpośrednio do Słowa Bożego-Biblii, które dla uczniów Chrystusa jest drogowskazem.

Poniżej zaczyna się tekst M.Biernackiego:

Oto dwa tytuły z działu gospodarczego dzisiejszego serwisu Onet.pl: „Luksusowe życie związkowców. Zarabiają 22 tysiące miesięcznie”. „Polscy europosłowie dostają sowite pensje z Brukseli, ale i tak dorabiają sobie w kraju”.


Co mnie uderza w tych tytułach? To, że ludzie powołani, by zatroszczyć się o dobro innych, najbardziej dbają o to, żeby samemu się jak najwięcej nachapać. Wywindowani nadzieją zwykłych obywateli, przeważnie słabych i ubogich, bez żadnych skrupułów odwracają się do nich plecami, myślą o własnych korzyściach, a jeżeli gdzieś tam ponownie zwracają się ku ludziom, to tylko w celu poprawienia własnego wizerunku. Obrzydliwe.

Faktycznie nie ma w tym nic dziwnego, że na tym świecie, gdzie nie spojrzeć, gołym okiem widać coraz większą przepaść między biednymi i bogatymi. Pieniądze potrafią bardzo zmienić człowieka. Wystarczy, że do szyby, przez którą przedtem dostrzegałeś innych ludzi, dodasz trochę srebra, a już widzisz tylko siebie – tłumaczył jeden rabin tajemnicę powstania lustra.

Na szczęście są na tej ziemi ludzie, którzy przechowują i pielęgnują w swoich sercach zasady Królestwa Bożego. Kto stał się obywatelem Królestwa, ten odczuwa silną potrzebę dzielenia się z innymi tym, co posiada. Jest po prostu do tego powołany. Ma to we krwi. Gdy rosną jego dochody, to jednocześnie rosną dochody jego współpracowników. Gdy sam ma lepiej, to inni wokół niego też mają lepiej. Tylko w jednym przypadku jego otoczenie przeżywa niedostatek, mianowicie wtedy, gdy on sam doświadcza kryzysu i niedostatku.

Ludzie należący do Królestwa Bożego noszą w sercu pasję pomagania biednym, słabszym, chorym i niedoświadczonym. Rankiem rozmawiałem dziś z jedną kobietą z Ciechanowa, zaangażowaną w niesienie pomocy ludziom biednym. Pod wieczór sędziwa kobieta z Florydy powiadomiła mnie, że za chwilę jej mąż wyrusza, aby w centrum handlowym zbierać pieniądze na wsparcie dla wdów. Resztę dołożymy ze swojej emerytury – powiedziała. Alleluja! Są jeszcze tego rodzaju ludzie na ziemi!

Zamyśliłem się nad tym, co ich motywuje do takiej aktywności? Mogliby przecież wygodnie usiąść w fotelu, włączyć telewizor i korzystać z wygód własnego życia. Ale oni tak nie potrafią. Można o nich napisać tak, jak kiedyś święty Paweł napisał o Tymoteuszu: Albowiem nie mam drugiego takiego, który by się tak szczerze troszczył o was; bo wszyscy inni szukają swego, a nie tego, co jest Chrystusa Jezusa [Flp 2,20–21]. Oni - ze względu na Chrystusa - prawdziwie szukają korzyści nie dla siebie, a dla bliźnich.

Niewątpliwie jest to jedna z oznak prawdziwej pobożności! Czystą i nieskalaną pobożnością przed Bogiem i Ojcem jest to: nieść pomoc sierotom i wdowom w ich niedoli i zachowywać siebie nie splamionym przez świat [Jk 1,27]. W świetle Biblii wartość udzielanej pomocy mierzy się stopniem rezygnacji z własnych wygód i korzyści. Albowiem znacie łaskę Pana naszego Jezusa Chrystusa, że będąc bogatym, stał się dla was ubogim, abyście ubóstwem jego ubogaceni zostali [2Ko 8,9].

W pierwszym zborze chrześcijańskim takie pojmowanie pobożności było na porządku dziennym. Nie było też między nimi nikogo, który by cierpiał niedostatek, ci bowiem, którzy posiadali ziemię albo domy, sprzedając je, przynosili pieniądze uzyskane ze sprzedaży i kładli u stóp apostołów; i wydzielano każdemu, ile komu było potrzeba [Dz 4,34–35]. A jak jest w naszym zborze? Mniej więcej tak, jak jest w moim własnym sercu. I w Twoim też.